W zeszłorocznym tekście kuratorskim zagrałem va banque i zaproponowałem utworzenie rządu złożonego z twórców shortlistowych filmów. Chcąc pozostać na tym samym poziomie prestiżu, mogę dziś zrobić tylko jedno – zaprosić autorów tegorocznych krótkich metraży do stworzenia klubu piłkarskiego.
FC Shortlistę wyobrażam sobie jako drużynę głodnych sukcesu outsiderów, którzy – choć zdają sobie sprawę ze swych umiejętności indywidualnych – stawiają przede wszystkim na grę zespołową. Nie ma w tym nic dziwnego, bo łączy ich wspólny cel – utrzeć nosa faworytom i jak najdłużej zapisać się w pamięci widzów. FC Shortlista ma na to szansę, bo gra jednocześnie widowiskowo i rozważnie, odznacza się sprytem, ale hołduje zasadom fair play, a przede wszystkim reprezentuje marzenia tych, którzy nie płyną z głównym nurtem i chcą zbuntować się przeciw polskiej myśli szkoleniowej odciskającej negatywne piętno również na rodzimym kinie.
Na pozycji bramkarki FC Shortlista widzę Janinę Księską. Reżyserka – przykuwająca uwagę hipnotycznym rytmem – Zgrai udowodniła w końcu, że doskonale rozumie naturę powiedzenia „bronić jak w transie”, odznacza się refleksem, a także – wzorem jednego ze swych bohaterów – umie radzić sobie z niewyobrażalną presją i ma odwagę zaufać jednostkowej intuicji w sytuacjach, w których zdrowy rozsądek podpowiadałby zupełnie co innego.
Liderami drużynowej defensywy mogliby zostać Wojciech Węglarz i Damian Kosowski. Ten pierwszy w impresyjnym, zaledwie jedenastominutowym Bloodline pokazuje, że potrafi podejmować właściwe decyzje w ułamku sekundy oraz bezbłędnie zidentyfikować czające się w pobliżu zagrożenie. Łącząc poezję z politycznym zaangażowaniem i przygotowując jedyny w swoim rodzaju komentarz do kryzysu migracyjnego na granicy polsko-białoruskiej, Węglarz demonstruje także zdolność do podejmowania niekonwencjonalnych interwencji będących czasem jedyną drogą do osiągnięcia celu. Partnerujący twórcy Bloodline w defensywie Kosowski imponuje natomiast chłodną głową i stoickim spokojem. Choć w Ludziach i rzeczach reżyser bierze na warsztat wojnę w Ukrainie, nie stara się szantażować emocjonalnie widza i o trudnych doświadczeniach bohaterów opowiada w sposób zaskakująco stonowany. Sięgając po temat wyboru pomiędzy mitologizowaniem przeszłości a odpowiadaniem na wyzwania, jakie niesie za sobą nieefektowna codzienność, Kosowski udowadnia także, że nie daje się zwieść pozorom i umie podejmować zaskakujące decyzje, które koniec końców okazują się właściwe.
Gdy obrońcom uda się już zneutralizować zagrożenie i odebrać piłkę przeciwnikowi, FC Shortlista musi przystąpić do konstruowania własnej akcji. Na tym etapie kluczową rolę powinien odegrać duet środkowych pomocników – Ewa Japola i Marcin Kluczykowski. Reżyserka Niejadka – zrealizowanej w anarchistycznym duchu Jeana Vigo slapstickowej komedii o szkole jako egzystencjalnym więzieniu – dzięki licznym scenom pościgów wykazuje, że ma żelazną kondycję, niezbędną do gry w środku pola. Przyglądając się fortelom, dzięki którym jej bohater jest w stanie przechytrzyć złowieszczego kucharza i uniknąć kontaktu z jego specialite de la maison w postaci buraczanej papki, Japola potwierdza, że dysponuje także sprytem, jaki przyda się jej w pojedynkach jeden na jeden. Spory talent w tej kwestii zdaje się wykazywać także Kluczykowski. Twórca Brudu, opowieści o walce klas toczonej przez młodą sprzątaczkę z mieszkańcem pięknej willi, wykazuje w swoim filmie imponującą zdolność uwalniania się spod pressingu i swobodnego poruszania się po połowie przeciwnika.
Po przetransportowaniu piłki w pobliże bramki przeciwnika, FC Shortlista może liczyć na kreatywność swoich błyskotliwych skrzydłowych. Dzięki Oldze, dokumentalnemu portretowi charyzmatycznej sexworkerki, wiemy, że Lulu Pomorova umie wkroczyć w pole karne z impetem, nie bojąc się agresywnej gry obrońców ani nieprzychylnej reakcji trybun. Na drugiej flance podobne cechy prezentuje Agnieszka Nowosielska. Reżyserka Ave Eva, opowieści o przełomie dokonującym się w życiu bohaterki z niepełnosprawnością intelektualną, nie pozostawia wątpliwości, że do perfekcji opanowała umiejętność dryblingu i zwodzenia przeciwnika.
Zanim rywale zorientują się w zamiarach Nowosielskiej, będą już w poważnych opałach, mogąc liczyć wyłącznie na cud. Ten jednak najpewniej się nie zdarzy, bo za wykańczanie akcji w FC Shortlista odpowiadać będzie Bartosz Stankiewicz. Twórca My Secret Cyberlove – satyry na toksyczną męskość inspirowanej estetyką najntisowych telenowel – przypomina w pewnym sensie kultowych napastników z lat dziewięćdziesiątych. W swoim gorzko zabawnym filmie Stankiewicz jest zabójczo skuteczny, wykorzystuje każdą okazję, by skarcić patriarchalny porządek i nie ukrywa, że pragnie nie tyle pokonać, co rozgromić przeciwnika.
W FC Shortlista odrobiliśmy lekcję z serialu Ted Lasso i wiemy, że sukces drużyny zależy w równym stopniu od tego, co dzieje się na boisku i poza nim. Dlatego chciałbym zaproponować części twórców i twórczyń niezwykle odpowiedzialne funkcje związane z różnymi aspektami działania klubu. Bar krokiet freestyle przekonuje mnie, że Maria Dakszewicz idealnie nadaje się na stanowisko dyrektorki sportowej. Opisując sny na jawie klientki osiedlowego baru, która marzy o dalekich podróżach i poznaniu przystojnego maharadży, młoda animatorka demonstruje rozmach i ośmiela nas do marzeń o tym, że FC Shortlista awansuje kiedyś do Ligi Mistrzów i wystąpi na skąpanych w świetle reflektorów arenach Cannes, Berlina i Wenecji. Aby te ambitne plany się ziściły, klub musi dysponować również rozwiniętą siecią skautingu. Nadzorować ją mogłaby Weronika Szyma, która w Drogi Leo Sokolosky wykazuje się wielką skrupulatnością i wrażliwością, gdy z dala od domu tropi ślady swego pradziadka i jego dawnego przyjaciela.
Snucie wizji przyszłości jest oczywiście istotne, ale równie ważne jest funkcjonowanie z meczu na mecz. Do rozpracowywania kolejnych rywali przyda się sprawnie działający bank informacji – jego szefem mianuję Marcina Straucholda. Podstawę dla tej decyzji stanowi dla mnie Rekonstrukcja, w której reżyser najpierw wnikliwie analizuje konserwatywny świat miłośników historii, by potem wykorzystać ich słabe punkty i zaskoczyć zabawną, ale niepozbawioną czułości historią emancypacji głównej bohaterki.
O dobre wyniki będzie trudno, jeśli nie pomyśli się o zorganizowanej sieci dopingu. Dlatego niezbędne wydaje mi się stworzenie stanowiska koordynatorki ultrasów. Z pełnym przekonaniem chciałbym powierzyć je Varvarze Zarytskiej. Wierzę, że reżyserka Jak się odkochać okaże się właściwą osobą na właściwym miejscu, bo w swoim mockumentalnym filmie doskonale zarządza silnymi emocjami targającymi dziewczyną o złamanym sercu. Analizując uczuciowe fiasko bohaterki, Zarytska doskonale wie, kiedy okazać jej współczucie, a kiedy zdopingować do walki w sposób może i dosadny, ale taki, który nie grozi przerodzeniem się w leśną ustawkę.
Porządny klub potrzebuje również hymnu, a po obejrzeniu Soap Opera nie mam wątpliwości, że jego autorką powinna zostać Anja Zalewska. Skoro bowiem potrafiła stworzyć chwytliwy i zapadający w pamięć kawałek promujący otwarcie – będącego oczkiem w głowie jednej z bohaterek – sklepu rybnego, poradzi sobie również z każdym innym zadaniem w tej materii.
W klubie powinno dbać się również o kondycję ciała i ducha. Stąd konieczność współpracy z psycholożką i fizjoterapeutą. W pierwszej z tych ról widziałbym Darię Wiktorię Kopiec, która w Basenie albo śmierci złotej rybki znakomicie połączyła empatię ze stanowczością, a przy tym okazała się mistrzynią w zdejmowaniu presji z zagubionej w rzeczywistości bohaterki. Funkcję fizjoterapeuty powierzyłbym za to Janowi Cisieckiemu. Młody reżyser przekonał mnie do tego za sprawą finezji z jaką odpowiada na tytułowe pytanie w – zrealizowanym wespół z Bartoszem Stankiewiczem – Jak się śmiać kiedy boli?. Opracowana przez niego nowatorska metoda – osobliwe skrzyżowanie terapii szokowej i jogi śmiechu – może powodować wstrząs, ale uodparnia na życiowe porażki w taki sposób, że najpewniej powstrzymałaby od płaczu samego Cristiano Ronaldo.
Profesjonalna drużyna nie obejdzie się również bez rzecznika prasowego, który będzie w stanie nadać odpowiednią wagę zwycięstwom i przekonująco wytłumaczyć się z porażek. Kandydat na tę funkcję może być tylko jeden – złotousty Adam Zieliński, w pewnych kręgach znany bardziej jako Łona. Twórca Poniedziałku: paprotki potwierdził w tym filmie talent językowy, a także reputację mistrza w łagodzeniu napięć i rozbrajania rosnącej w nas agresji za sprawą otrzeźwiającej ironii. Nie bez znaczenia pozostaje również fakt, że Zieliński ma doświadczenie w używaniu – najważniejszego w słowniku wszystkich rzeczników prasowych – słowa „gdyby”, a także, last, but not least, dysponuje bezpośrednim kontaktem do Pana Boga, o ile ten – w trakcie pamiętnej rozmowy z 2001 roku – nie dzwonił z zastrzeżonego.
W tym momencie prezentacja drużyny dobiega końca, napięcie przed pierwszym gwizdkiem nowego sezonu rośnie, a już za chwilę dojdzie do weryfikacji w oczach kibiców. Podchodzę do niej jednocześnie z pokorą i pewnością siebie, życząc wszystkim dobrego widowiska i mając nadzieję, że – w przeciwieństwie do fanów Michała Probierza i Sylwii Grzeszczak – będziemy mogli cieszyć się wspólnie nie tylko z małych rzeczy. Forza Shortlista!
Piotr Czerkawski
Partnerem nagrody w konkursie Shortlisty jest Dr Irena Eris.