Wszyscy kochamy Tildę Swinton, nawet jako rozczochraną, pewną siebie marszandkę wszelakiej sztuki nowoczesnej (zwłaszcza drogiej i spektakularnej). Jej nowy asystent przetrwa wszystko, by spełnić swój amerykański sen, zostać w Nowym Jorku i projektować zabawki. Pochodzący z Salwadoru komik i scenarzysta Julio Torres wypełnił swoją odjechaną komedię wieloma własnymi emigranckimi doświadczeniami i przekuł je w szaleńczą filmową jazdę bez trzymanki. Do zagrania ról kolejnych potworów, które stoją na drodze młodego artysty stawiającego pierwsze kroki w tym nieludzkim środowisku, namówił rapera RZĘ, Isabellę Rossellini (jako narratorkę) i Gretę Lee, a także Catalinę Saavedrę (aktorkę nieprofesjonalną, którą odkrył Sebastian Silva, inny południowoamerykański żartowniś, i obsadził w Służącej). Takiej dozy surrealizmu, czarnego humoru, absurdu i satyry nie pamiętam w amerykańskim wydaniu od czasu Brazil Terry’ego Gilliama.