Jean-Paul Civeyrac, reżyser Z perspektywy Paryża, czerpie garściami z twórczości mistrzów francuskiego kina – Godarda, Truffauta czy Rohmera, ale jednocześnie podkreśla swój autorski styl. W efekcie, na szerszym planie otrzymujemy piękny list miłosny do sztuki i kina, a w zbliżeniu – opowieść o najważniejszych, formacyjnych latach życia.
Oglądając Z perspektywy Paryża można odnieść wrażenie, że francuska nowa fala jeszcze nie odpłynęła. Młodzi bohaterowie fabuły Jeana-Paula Civeyraca przeżywają te same egzystencjalne rozterki i uczuciowe dylematy, które przed pół wieku były udziałem Antoine’a Doinela. Reżyser jednak nie zadowala się rolą epigona dawnych mistrzów. Choć Civeyrac stawia na świadomie staroświeckie, czarno-białe zdjęcia, jednocześnie podejmuje na wskroś współczesne tematy.
Bohaterowie, ambitni studenci paryskiej szkoły filmowej, zawzięcie dyskutują o równouprawnieniu kobiet i mężczyzn, a także o innych aspektach bieżącej polityki. Przede wszystkim jednak mówią o własnych poglądach na sztukę filmową (już w pierwszej scenie jesteśmy świadkami kłótni o ocenę dorobku Paola Sorrentina, autora m.in. Wielkiego piękna). Temperatura i charakter wszystkich tych rozmów nie pozostawia wątpliwości, że Z perspektywy… to klasyczny film o dojrzewaniu, którego bohaterowie pragną lepiej poznać samych siebie. Civeyrac zaszczepia wśród widzów krzepiące przekonanie, że cel ten można osiągnąć za pomocą kina.